czwartek, 16 grudnia 2010

the air tastes useless

Hands
Can't even hold a thing
The air tastes useless
The air tastes useless


Lekarstwo na Twoje problemu nie leży nigdzie indziej poza Tobą samym. Nie ma znaczenia ile wypijesz, co zjesz, ile wydasz. Nie ma znaczenia z kim się spotkasz, kogo przytulisz, z kim się prześpisz. Nikt poza Tobą samym nie ma wystarczających możliwości, aby Ci pomóc.

A ja nie mam czasu, ochoty ani motywacji, aby się babrać z tym wszystkim.

___________________________________________________
Stay focused.

czwartek, 2 grudnia 2010

herbata vs śnieg

Gorąca herbata powoli rozgrzewa mój korpus. Czuję, jak ciepłe drgawki rozchodzą się po ciele z każdym łykiem. Jednocześnie oczy stają się coraz bardziej suche, a powieki coraz cięższe.

Zamieć śnieżna sparaliżowała wczoraj Kraków. Komunikacja w całym mieście stanęła.
I tak samo czuję te zwały śniegu w sobie. Ogromne masy zmrożonej wody, przez którą nie widać nic. I nie ma żadnego porozumienia między moją głową a sercem, rozum wysyła ostrzegawcze sygnały bezużytecznie w eter, a dłonie i tak robią to, na co aktualnie mają ochotę.

Stół wokół mnie zawalony pustymi kubkami po gorącej herbacie.

czwartek, 25 listopada 2010

Studing. You're doing it wrong.

W pomieszczeniu jest całkiem ciepło. Mimo to moje ciało przechodzą co chwilę kompleksowe drgawki - od stóp do głów, ramion do kolan i przez łokcie z powrotem. Czekając przed tymi zamkniętymi drzwiami czuję się jak skoczek spadochronowy szykujący się do desantu.

Głowa jest taka ciężka, oczy wypełnione ciepłą watą... Każde miejsce na świecie jest w tej chwili dla mnie stworzone pod jednym warunkiem - musi to być łóżko. Jak to się stało? Wszystko wskazuje na to, że się pochorowałeś...

Sesja to takie piękne słowo. Po co ją zamykać?
Studia to taki piękny stan. Po co z nich wylatywać?

wtorek, 9 listopada 2010

RF, KKK

Czuję, jak drgają mi wszystkie mięśnie. Cóż, muszę to wreszcie szczerze przed samym sobą przyznać: już dawno przestałem zastanawiać się, dlaczego tak jest. Przyczyn po prostu może być zbyt wiele. Przemęczenie? Stres?... Z resztą to i tak nie ma znaczenia. Tak na prawdę nie chce mi się nawet nad tym zastanawiać, bo wiem, że wtedy musiałbym coś zmienić. A ja wcale nie chcę.

Po co żyć 80 lat, skoro można żyć pełną piersią, non-stop na pełnych obrotach? Czyż nie lepiej żyć 50 lat, ale umrzeć w poczuciu spełnienia?

(...Egoista...)

poniedziałek, 8 listopada 2010

Z głębokości wołam do Ciebie, Panie.

Zdradzony. Nie potrafię myśleć o niczym innym. Zdradzony. To słowo jak echo wciąż powraca w moich myślach. Siedzę na tych brudnych schodach i palę już trzeciego papierosa. Jednego za drugim. A przecież miałem rzucić palenie.

Tak, to prawda, rzuciłem. Ale kiedy bardzo się denerwuję,  nie mogę sobie odmówić. A teraz jestem bardzo zdenerwowany. Od trzech dni non-stop palę. Ktoś wywalił obciętą butelkę pełną petów. Prawie usiadłem na środku tego syfu. Jak przez mgłę przypominam sobie, że to chyba ja ją "przypadkowo" potrąciłem dziś (wczoraj?) nad ranem. To był zupełny przypadek. Ten wcześniejszy rozbieg na trzy metry też był zupełnie przypadkowy.

Zdradzony. Trzecia fajka się skończyła. Niewiele myśląc sięgam do kieszeni po paczkę. Moje palce poruszają się jak w lunatycznym śnie, automatycznie sięgając do wnętrza paczki. Pusto. Oczy otwierają się szerzej - na prawdę pusto.

Soko - I'll kill her

poniedziałek, 11 października 2010

Where's your God now?

Jestem zdenerwowany. I wiem, że nie powinienem. Wiem, że w ten sposób tylko oddalam się od celu. Ale już nie mogę. Moja motywacja jest ujemna. Jestem wściekły i dłużej nie będę tego znosił!

Wyjdź w noc. Kradnij. Pij. Niszcz. Uciekaj.

Przyzwoitość wchodzi do pokoju. Zanim zajmie się swoimi sprawami, czuję na sobie jej ciężkie spojrzenie. Jak zwykle nie powie nic, tylko siądzie dwa metry dalej, dając dobry przykład.

Z ciężką głową i pustym sercem wstaję z wygodnego, choć pustego łóżka. Pomimo najwyższego braku chęci siadam, aby walczyć dalej o przyszłość. Naszą przyszłość.

piątek, 23 lipca 2010

bajka na dzień dobry

Uciekam przed przeszłością.

Czasem jednak zdarza się tak, że przeszłość mnie dogania. Chwyta niespodziewanie za kostki i powala, a ja się wyciągam jak długi.

I wtedy czasoprzestrzeń się zakrzywia. Przeszłość staje się teraźniejszością, przed teraźniejszością trzeba wiać, a przyszłości nie ma.

Nie mam ochoty wstawać z łóżka i nie mam siły. I nie chcę jej mieć. Siły.


Pamiętaj! Wszystkiemu jesteś sam winien. Nie zapominaj o tym.

wtorek, 22 czerwca 2010

trzy miesiące

Aby usłyszeć więcej, odwiedź mnie w pubie. Lista pubów, w których się aktualnie znajduję, będzie aktualizowana na bieżąco.

czwartek, 27 maja 2010

peer into the depths

"Open the cave."
*****************

"One, two, whu!, whu!"

Źle się czuję, gdy wchodzę w południe na ulicę i słońce, wysoko na niebie, świeci jasnym, mocnym światłem. Źle się czuję, gdy mijam na ulicach ludzi, którzy żyją w tym świecie. Źle się czuję, bo wiem, że kiedyś byłem jednym z nich i było mi z tym dobrze.

Dużo lepiej czuję się nocą. Kiedy ulice oświetlają tylko nocne latarnie, a średnia wieku przechodniów spada poniżej trzydziestki. Chodzę prostym, sprężystym krokiem w swoich trampkach. Idę szybko, by nagle skręcić pewnie w bramę. Popycham ciężkie drzwi, na ciemnej i raczej średnio czystej klatce pukam do drzwi. Wpierw ktoś patrzy przez wizjer, zaraz potem drzwi otwierają się na oścież.

Na prawdę swojo czuję się dopiero później. Odsuwam od siebie gnieciące poczucie trzeźwości i zapętlam jeden utwór. Cornelius, na Twoją cześć.

Pół godziny później ciężko poznać to samo miejsce. Słyszę z tyłu głowy niepewny, słaby głos: "Please, I need help." Siedź cicho, i tak cię nikt teraz nie usłyszy. Teraz ani później. Dopilnuję tego. Teraz to ja tu rządzę.

sobota, 22 maja 2010

Podajmizapitęalbonieniepodawajniepiję.Niemampomysłunatytuł.

The Bloody Beetroots - Cornelius

"Otwórzcie okna na oścież. Wpuśćmy tu trochę świeżego powietrza."
Do środka wpada wiatr. Mieszkanie na dziewiątym piętrze ma pewne zalety - wiatr na tej wysokości wpada nie zakłócony przez szczyty drzew. Nagły zastrzyk świeżego powietrza działa orzeźwiająco, a nawet wybudzająco. Za oknem jest ciemno, nie wyraźnie widać światła miasta. Nie wiem, czy padało, czy to tylko krople wody, alkoholu i potu unosiły się w powietrzu.

Pamiętam, że staliśmy razem pod ścianą po której się osuwałem. Pewnie dlatego mam teraz te wielkie, czerwono żółte otarcia na lewym ramieniu. V. powiedział, że gdy wyszedł z klubu siedzieliśmy tam pod ścianą jak dwie porzucone marionetki.

Dosyć mglisto rozumiem, dlaczego chciała się ze mną spotkać. Siedzieliśmy w tym arlekinie na piętrze. Zmieniliśmy stolik, bo pod tamtym nie mieściły mi się nogi. Powiedziała, że zalatuję zwietrzałą wódką. Przynajmniej nie trzęsły mi się ręce jak dziś rano. Cóż, jeśli dobrze zrozumiałem, tak właśnie postępują ludzie z klasą. Z klasą, której mi brakuje i to bardzo. I nie, M., to raczej nie była ironia.
Po co mówić sobie, że mamy się już nigdy więcej nie znać, skoro i tak już się nie znamy? Pewnie żebyś nie pisał, gdy znowu wypijesz. Z odwrotnym skutkiem.

Dzisiaj idziemy na grilla. Czyli jednak nie skończy się po czterech dniach. Niebezpieczni są ludzie kierujący się obłąkaną, nieugięta wiarą. Nie ma jednak niczego gorszego od ludzi, którzy w nic nie wierzą.

środa, 12 maja 2010

koniec Rozdziału XII

Gaz usypiający przestaje działać. Po 10 godzinach spędzonych bez ruchu na dnie załoga statku zaczyna się powoli budzić. Jedni szybciej, drudzy wolniej - każdy powoli otwiera oczy, niepewnie rozgląda się wokół siebie, jeszcze niepewny, co się właściwie stało. Wydarzenia poprzedniego dnia (czy może nocy?... jakie to ma znaczenie, kiedy cały czas poruszamy się w gęstym, czarnym smogu) bardzo powoli zarysowywują się w pamięci. Wnętrze statku nawet nie wygląda źle. Oprócz mniejszych przedmiotów większość rzeczy jest raczej na swoim miejscu. No i oprócz rozrzuconych tu i ówdzie, właśnie niepewnie dochodzących do siebie ciał członków załogi. Całość uzupełnia dziwny przechył na prawą burtę, jednak ten fakt dociera do większości dopiero przy pierwszej próbie stanięcia na nogach.
Na pewno dużo gorzej musi to wyglądać z zewnątrz. Po wybuchu pocisku z gazem wewnątrz statku wszyscy stracili przytomność i statek swobodnie opadał jeszcze przez kolejne kilkadziesiąt metrów zanim wbił się w mocno zaśmiecone dno.

Większość załogi zaczyna mrugać coraz bardziej zrozumiale, oczy szybko biegają wokół a czoła marszczą się w intensywnej próbie ogarnięcia całości sytuacji. Oficerowie wydają pierwsze rozkazy. Wyżsi dowódcy z kapitanem na czele sprawdzają każdy element statku. Po raptem 9 minutach szybkiego ocenienia sytuacji i zniszczeń podejmujemy pierwszą próbę poderwania się z dna. Pomimo ciągłego ogólnego poczucia odrealnienia sytuacji wszystko idzie nad podziw sprawnie. Co prawda operacja trwała kolejne 7 minut zanim udało nam się uwolnić od jakichś starych wyciągników, które zahaczyły się w kilku miejscach na powierzchni statku. Jednak nie da się ukryć, że mieliśmy sporo szczęścia - wyglądało na to, że statek działał bez zarzutu.

Kapitan stał na środku mostku z rękoma splecionymi za plecami. Obserwował udane starania sterników.
"Dobrze, włączyć system. Odpalić wszystkie sterowniki i sonary. Po pełnym uruchomieniu wszystkich stacji roboczych przechodzimy na sterowanie sonarowe. Do tego momentu unosimy się bardzo powoli wzdłuż kanału. Sternicy, wysilać swoje oczy, nie możemy sobie pozwolić teraz na jakiekolwiek problemy."
Była to standardowa procedura, która nikogo nie zaskoczyła w tej chwili. Mostek zaczął wypełniać szmer odpalanych komputerów, błyski uruchamiających się monitorów. Po chwili wszyscy zdjęli słuchawki z uszu i rozluźnili się na fotelach, czekając aż centralny komputer statku podłączy się pod Główną Jednostkę. Tylko inżynierowie siedzący przy interfejsach centralnego wciąż wpatrywali się z oczekiwaniem w monitory, na zamianę klepiąc po klawiaturach, skacząc po interfejsach i wsłuchując się w sygnały w słuchawkach. Na ich zmarszczonych czołach i zaciętych wargach coraz wyraźniej widać było stres i niepokój, palce stukały coraz szybciej, a pomieszczenie zaczęło się wypełniać wyraźnym napięciem. Coś jest nie tak.

Wszystkie oczy poza sternikami wlepiały się w trzech inżynierów pracujących z centralnym. Po kilkudziesięciu sekundach martwą ciszę przerwał ich dowódca:
"Kapitanie, mamy problem.." zawiesił głos, jakby sam nie mógł uwierzyć w to, co właśnie będzie musiał powiedzieć. Jego słowa wybrzmiały w całym statku jak ciężkie żelazne kule głucho spadające na blaszaną posadzkę. "Główna Jednostka nie odpowiada. Wygląda na to, że wszystkie systemy zostały wyłączone."

niedziela, 9 maja 2010

lost in translation

Wsiadam do samochodu. Zamykam drzwi, zapinam pasy, włączam silnik i światła. Wyciszony szmer i miękki fotel sprawiają mi ulgę. Czoło się wygładza, spojrzenie łagodnieje. Powoli wyprowadzam go z miejsca i razem ruszamy w stronę autostrady.

Apocalyptica - Epilogue (Relief)

Pedał gazu miękko wchodzi aż do oporu. Czuję się przyjemnie, gdy przyspieszenie lekko wciska mnie w fotel. Wskazówka na prędkościomierzu pnie się coraz dalej, ale na prostej drodze, w tym samochodzie, komfort wciąż jest wysoki, jeśli nie coraz wyższy. Z resztą to nie kilometry na budziku się liczą, ale droga. Rozmyślam się, a świat wokół mnie lekko się rozmazuje. Wysokie dźwięki smyczków napełniają moją głowę opróżniając oczy. Powoli się ściemnia i nawet niskie, posuwiste basy zdają się mówić, że wszystko musi mieć swój koniec.

Po zaparkowaniu jeszcze przez chwilę siedzę bez ruchu, zanim wyjdę, zamknę drzwi i uzbroję samochód. Gdy wysiądę pójdę wyprostowany pewnym krokiem w swoją stronę, jak człowiek, który doskonale panuje nad swoim życiem. Bo tak przecież jest, jeszcze tylko chwilkę posiedzę...

***

relief - rekompensata; zadośćuczynienie; pomoc; zasiłek; płaskorzeźba; ukojenie, ulga

wtorek, 4 maja 2010

czekolada

To już druga tabliczka czekolady dziś.

Zjadam ponad połowę zanim zdążę wrócić ze sklepu. Wracam przed kompa i już żałuję, że nie wziąłem od razu dwóch. Głupio się czuję, gdy kupuję tylko czekoladę. Powrót po 5 minutach po drugą (a dla mnie już trzecią) tabliczkę zdecydowanie odpada.

Mocne, pozytywne przeżycia powinny motywować. No cóż, różnie to u mnie z tym bywa. Czwarta godzina opierdalania.